OKNA
Obie
„nasze” szkoły stały naprzeciw siebie po obu stronach rzeki
(oczywiście Słupi). Mój ogólniak - 100-latek - trwa tam nadal w
bardzo dobrym stanie, ale Ćwiczeniówki, niestety już nie ma.
Wiosna
Kasztany
nad rzeką mają już pękać. Okna w obu szkołach – otwarte. W
mojej pracowni i w sali lekcyjnej mojej Mamy – również. Widzę
Ją, jak krąży między ławkami, jak zbliża się do tablicy. Jeśli
wytężyć wzrok, można dostrzec główki niektórych siedzących
bliżej okien dzieciaków. Wpatruję się szczególnie uważnie w
jedną z nich (czy się nie kręci). To blond-główka mojej córki,
uczennicy w klasie swojej Babci, nauczycielki w Ćwiczeniówce.
Misja
specjalna
Wczesny
ranek. Córki już pobiegły do Ćwiczeniówki. Ja również wychodzę
do pracy, ale dopiero na 9-tą. Pakuję zeszyty klasowe i notatki.
Czy czegoś nie zapomniałam? Na stole leży „Alicja w krainie
czarów”. Aha! To córka zapomniała, a przecież dzisiaj, o ile
wiem, mija ostateczny termin zwrotu „Alicji” do biblioteki. Muszę
jej jakoś tę książeczkę doręczyć.
Duża
przerwa. Nie powinnam, ale zwracam się do niezawodnego Wieśka z
prośbą, żeby skoczył do Ćwiczeniówki i wręczył książkę
Ewie, mojej córce – uczennicy kl. Izb. Nie zna jej, ale przecież
odnajdzie bez trudu. To nie jest szkoła – moloch.
Wiesiek
wraca i składa mi meldunek: Ewę odnalazłem, książkę Ewie
wręczyłem, ale chciałbym panią profesor poinformować, że Ewa
jest uczennicą klasy V, a nie IV, i nie „b”, tylko „a”.
Po
złotówkę
Duża
przerwa. Profesor Majda schodzi do pokoju nauczycielskiego jako
ostatni, bo „po drodze” z pracowni zatrzymuje się na krótkie
pogawędki z uczniami. Wchodzi i zawiadamia zainteresowanych (?): -
Ćwiczeniówka czeka na złotówki. Ta „ćwiczeniówka” pod
drzwiami pokoju nauczycielskiego to Jaś Konarski i moje obie córki.
Wszyscy otrzymują swoje złotówki i natychmiast wydają je w naszym
szkolnym sklepiku, kupując najlepsze na świecie „laski” lub
drożdżówki z piekarni państwa Lipińskich.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.