Elżbieta Guźlak, uczennica w latach 1947-1954


PAMIĘTAM

Wspomnienia ze szkoły Elżbiety, wtedy Bekielewskiej, zwanej Felkiem.

Myślę, że Ci którzy darzą sentymentem naszą starą (sic!) budę oczekują czegoś wzniosłego, a moje wspomnienia to szereg drobnych zajść, niewiele znaczących. Ja „relikt”, czy też „relikwia” (żartobliwe określenie pani A.K.), nie potrafię przypomnieć sobie wielu rzeczy. Wymyśliłam więc, że każde zdanie będę zaczynała od słowa „pamiętam” i jakoś poleci dalej. Moje wspomnienia to misz-masz, piszę to co mi się przypomina, bez zachowania chronologii zdarzeń. A więc:

Pamiętam...

Szkoła w 1947 roku – poszliśmy wszyscy, tj. uczniowie Liceum Pedagogicznego i naszej ćwiczeniówki na mszę do kościoła św.św. Piotra i Pawła (teraz pod wezwaniem Serca Jezusowego). My pierwszaki szliśmy na szarym końcu.

Pamiętam...

1 maja 1949 roku, byłam wówczas w II klasie, załadowano nas na ciężarówkę i tak uczestniczyliśmy w tym wielkim święcie. Miałam szczęście, bo udało mi się stać przy burcie, zatem widziałam cały pochód pierwszomajowy. Samochodów było mało, to była wielka frajda jechać nawet takim autem.

Pamiętam...

Wychowawczyniami moimi były kolejno:
- w I i II klasie pani Marta Aluchna-Emelianow. Cudowna i ciepła osoba, co dla świeżo upieczonego ucznia jest bardzo ważne. Mam świadectwo (zaświadczenie), że przeszłam z I do II klasy z numerem 2. Nie pamiętam nikogo, kto figurował w dzienniku przede mną.
- w III klasie p. Walentyna Pawlukiewicz, a od IV do VII pani Jadwiga Wyczółkowska.
Miło wspominam też panią Helenę Szpilewską, która nauczyła nas (tak myślę) języka polskiego. Większość nauczycieli to byli ludzie, dla których ten zawód był POWOŁANIEM.

Pamiętam...

Nie mieliśmy sali gimnastycznej, na lekcje wychowania fizycznego biegaliśmy do Liceum przy ul. Partyzantów. Tam też mieliśmy zajęcia w pracowni chemicznej. Warunki kiepskie, a jednak uczyliśmy się.

Pamiętam...

Inscenizacje bajek Adama Mickiewicza, np. „Lis i Kozioł”, w reżyserii pani Heleny. Ja byłam kozłem. Moja mama, która miała zmysł artystyczny, zrobiła głowy zwierząt (były świetne) i resztę kostiumów z innymi mamami. Tuż przed występem mnie - kozłowi - przyczepiono do rajtuzów ogonek z białej krepiny w wiadomym miejscu. Popłakałam się ze wstydu, ale wyszłam na scenę i odegrałam swoją rolę. Poza mną reszta miała ubaw po pachy.

Pamiętam...

Pani Wyczółkowska organizowała „dyskoteki”. Były to wieczorki, powiedziałabym „składkowe”. Każde dziecko przynosiło coś do jedzenia, a hasaliśmy przy muzyce, o ile dobrze pamiętam z pianina. Kto grał? Nie wiem.

Pamiętam...

W całej mojej 7-letniej karierze uczennicy odbyły się 2 wycieczki. Zorganizowane przez panie Wyczółkowską i Szpilewską. Jedna wycieczka to wyjazd do Krakowa, Wieliczki, Ojcowa (zdjęcie w Kronice) i Zakopanego. Nocleg w Zakopanem u górala na słomie, pozawijani w koce, zimna woda ze studni, sławojka. Luksus lat 50, ale nie narzekaliśmy. Byliśmy szczęśliwi, że byliśmy na wycieczce. Wycieczka do Warszawy była później, nie zdarzyło się nic takiego aby coś szczególnie zapisało się w pamięci.

Pamiętam...

W klasie VII uczniów, którzy dobrze uczyli się w nagrodę wytypowano do wstąpienia do ZMP (Związku Młodzieży Polskiej). Polegało to na tym, że kilkadziesiąt osób ze wszystkich szkół zebrano w siedzibie ZMP przy al. Sienkiewicza. Tam wiele godzin czekaliśmy na rozmowy kwalifikacyjne. Dodam tylko, iż nikt z tych „wyróżnionych” nie odmówił wstąpienia do organizacji. To jest mój epizod prawie partyjny. Legitymacji nie miałam, zatem może wcale nie należałam.

Pamiętam...

Szkoła ogrzewania była węglem – dziś zdaję sobie sprawę jaką harówkę miał woźny pan Piechociński. Podłogi i schody drewniane smarowano pyłochłonem. Świeży cuchnął okrutnie, ale przyzwyczajeni byliśmy do tego zapachu. Buda stara, nie wolno nam było zbiegać po schodach, ale któżby schodził statecznie, przerwy krótkie, trzeba było wykorzystać każdą chwilę.

Pamiętam...

Zima, świeżo spadły śnieg. Przed lekcjami tarzaliśmy się w śniegu. Robiliśmy „orły”. Lekcje mieliśmy w dużej klasie na I piętrze, jedynej z roletami. Pani Szpilewska zobaczyła nas „zmokłe kury”, załamała ręce. Pozdejmowaliśmy pończochy, buty, fartuchy i to wszystko było zawieszone lub postawione na piecu. Siedzieliśmy z gołymi giczołami. Nikt nie zachorował.

Pamiętam...

Ktoś ukradł dziennik. Nie z mojej klasy. Wszyscy musieliśmy pisać nazwisko naszej wychowawczyni, tj. WYCZÓŁKOWSKA. Okazało się, że dziennik znaleziono w toalecie. Wzięła go uczennica która napisała w nim teksty typu „WYCZIÓŁKOWSKA JEST GŁUPIA”. Nazwisko z błędem. Bez trudu znaleziono winowajczynię.

Pamiętam...

Do tańca śnieżynek (Gwiazdka lub Nowy Rok) przygotowywałyśmy pracowicie stroje. Dopełnieniem całości miały być kuleczki z waty nanizane na nitki. I cóż się okazało. Z naszej „garderoby” znikły te cuda. Wisiały na choince. To uczniowie Liceum udekorowali tak drzewko. Ale i tak tańczyłyśmy.

Pamiętam...

III klasa. Ja wówczas spokojne, ciche, szare myszątko. Dzieciaki biegały, skakały po ławkach, nie słyszały dzwonka. Weszła pani Pawlukiewicz i około 2/3 klasy postawiła pod tablicą i biła linijką kolejno po jednej, potem po drugiej ręce. Nawet nie mogłam się wytłumaczyć, że ja nie biegałam a siedziałam w ławce. I tak dostałam swoje. Tyle lat minęło, niesprawiedliwość już nie boli, ale pamiętam. Miało to dobre strony, skończyła się era grzecznej dziewczynki, to chyba wtedy narodził się Felek.

Pamiętam...

Pierwszą swoją dwóję dostałam w V klasie za podpowiadanie. Kiepski ze mnie sufler.

Pamiętam...

Było to wówczas, kiedy zaczęła pracę młodziutka nauczycielka pani Daukszanka. Biegaliśmy przed apelem po boisku, kopaliśmy jakiś stary kapeć. Nie usłyszałam dzwonka i kopnęłam. Gdyby nie unik pani Daukszy kapeć uderzyłby ją. Po apelu podeszłam, przeprosiłam. Nic z tego. Pani Dauksza zażądała przeprosin na apelu przy całej szkole. Przeżywałam katusze, chyba przeprosiłam, bo nie miałam obniżonej oceny ze sprawowania.

Nie pamiętam...

Pamiętam takie drobiazgi, a nie pamiętam nazwisk i twarzy wielu nauczycieli. Pamięć wybiórcza? Nie, takie właśnie zdarzenia zapisały się w mej pamięci z tamtego okresu. Ale nasza szkoła składa się właśnie z takich cząstkowych zapisów jej uczniów, które razem dają pełny obraz tamtej wyjątkowej szkoły. Jaka ona była, wszyscy wiemy, ale ona MIAŁA DUSZĘ.


Felek.


.